- Niechże panuje jeszcze ta świąteczna atmosfera - prosiła mama Łukaszka. - Przez te parę dni nie żyjmy w strachu, że o szóstej rano tajne służby kopią kaczą nogą w drzwi niewinnych ludzi!

- Niechże panuje jeszcze ta świąteczna atmosfera - prosiła mama Łukaszka. - Przez te parę dni nie żyjmy w strachu, że o szóstej rano tajne służby kopią kaczą nogą w drzwi niewinnych ludzi!
- Kto jest zwierzchnikiem tajnych służb? - spytał spokojnie tata Łukaszka i upił łyk herbaty z miodem.
- Znowu te twoje teorie spiskowe - obraziła się mama. - Przecież ci agenci to byli ludzie...
- ...którym należy wybaczyć. Tak jak funkcjonariuszom esbe - wtrącił się dziadek.
- Ty nie wybaczyłeś - wtrąciła się babcia.
- "Wiodący Tytuł Prasowy" wybaczył - odparował gładko dziadek. - Nie wątpię, że tym razem też wybaczy. W końcu wszyscy jesteśmy ludźmi, nawet Kisław-Czeszczak. Zatem taki agent...
- O nie! - oburzyła się mama Łukaszka. - Przecież ci agenci byli gorsi od esbeków!
- Bili pałami? Mordowali skrycie? Wyrywali paznokcie?
- Rozkochiwali w sobie i rozbijali rodziny! - argumentowała mama.
- U nas w szkole pani pedagog mówi, że rodzina to teraz obciach - odezwał się Łukaszek od telewizora. - Teraz się żyje w kombinacie.
Po dziesięciu minutach krzyków ustalono, że chodziło mu o konkubinat.
- No i widzicie jak namieszaliście w głowie dziecku - stwierdziła z satysfakcją mama Łukaszka. - Wszystko przez brak świątecznej atmosfery.
- Święta to opium dla mas - wydęła wargi babcia.
- A co, może partyjne opium z czerwonym sztandarem lepsze? - zakpił dziadek.
- A żebyś wiedział! - zaperzyła się babcia. - Dzięki temu każdy miał w garnku kurę na obiad!
- Tylko najpierw trzeba było ukraść garnek i odebrać kury hodowcom - westchnął dziadek.
- Sami ich nie jedli, a innym nie dali!!! - babcia była na granicy eksplozji.
- Tak, trzeba się dzielić - pokiwał głową Łukaszek. - Babcia mogłaby zacząć.
- Ja??? Jak to, ja???
- Dostała babcia niedawno emeryturę, czy nie?
- Ręce przecz od mojej emerytury! Kułaki! Ja dźwigałam cegły na odbudowę stolicy!
- Sama nie wyda, a innym nie da - pokiwał ze smutkiem głową dziadek. - A są Święta!
- Święta, prezenty, choinka, prezenty, prezenty... - wymamrotała siostra Łukaszka pogrążona po uszy w książce.
- Ona czyta książkę! - Hiobowscy byli w szoku.
- To prezent od babci!
- "Dwanaście przykazań seksualnych rewolucyjnego proletariatu" - odczytał dziadek Łukaszka z okładki. - Wydawnictwo "Bić Lachów", Moskwa. Ptfu!
- O co innego mi chodziło z tą świąteczną atmosferą. Powinniśmy... - mama Łukaszka dyskretnie zerknęła do dzisiejszego wydania "Wiodącego Tytułu Prasowego" - ...budować zgodę. Szukać tego co nas łączy. A co nas łączy?
Padały różne propozycje. Mieszkanie, lodówka, że jeżdżą windą zamiast chodzić schodami, że wszyscy podbierają szampon siostrze Łukaszka, i tak dalej.
- Telewizja nas łączy! - oświadczyła w końcu mama.
- Ale co ty gadasz - oburzyła się babcia Łukaszka. - Chyba nic tak nie dzieli jak telewizor. Każdy chce oglądać coś innego. Nawet wiadomości...
- Bo te wasze kłamią - wtrącił szybko dziadek Łukaszka.
- Mamy tyle kanałów, że na pewno znajdziemy coś, co nas łączy - oznajmiła z mocą mama Łukaszka i cała rodzina nachyliła się nad programem telewizyjnym. Udało się wybrać jedną pozycję z programu, ale wybory trwały tak długo, że okazało się, iż audycja już się zaczęła.
Był to jeden z kanałów przyrodniczych, a sam program opowiadał o grupie ludzi zwiedzających jakiś rezerwat.
- To niesamowite - opowiadali do kamery. - Że też się zachowało takie miejsce, taka społeczność!
- Oni żyją, nie bójmy się tego słowa, zacofani!
- Zdumiewające są ich praktyki religijne. Jakieś bóstwo czczą. Jakie to prymitywne!
- Ma to pewien urok. Taki kult. Śpiewają, tańczą, dymy palą, ofiary składają. Ot, taki folklor.
- Święta mają fajne.
- Ja bym tak nie mógł, żeby taki szaman dyktował mi co mam robić.
- Nowoczesny człowiek oczywiście uważa to za zabobon. A oni jak chcą, niech żyją według tych swoich reguł.
- Surowe są, bardzo surowe. Wątpię, żeby sami ich przestrzegali. To chyba tak bardziej pod turystów. No bo czy normalny człowiek mógłby tak żyć?
- Mam nadzieję, że wszyscy w tym rezerwacie są dobrowolnie i nikt ich nie zmusza. Pytanie co z dziećmi. Rząd powinien interweniować. Odebrać je, reedukować, i dopiero jak będą pełnoletnie i zachcą, to będą mogły wrócić.
- Dobrze, że władze się nad nimi ulitowały i dały im skrawek kraju gdzie mogą sobie żyć w tym swoim odosobnieniu. Przecież oni zginą w nowoczesnym świecie.
- Całą nowoczesną kulturę odrzucają. Żadnej eutanazji, homoseksualizmu czy pedofilii. Dziwacy. Odwrócili się plecami do całego świata. Bo co, bo tradycja?
- Nie. Nie asymilują się z otoczeniem. Mają swoje szkoły, swoje władze, podobno nawet chcą mieć swoją walutę. Na szczęście używają naszego języka.
Mama Łukaszka zadowolona pomachała gazetą i powiedziała:
- No i widzicie, potrafimy coś zrobić razem. Razem obejrzeliśmy reportaż o wizycie w rezerwacie Indian w USA...
- Jakie USA? - przerwał jej Łukaszek. - Nie widziałaś autobusu tych turystów? Nie miał amerykańskich blach.
- Blach??
- Tablic rejestracyjnych.
- Też zwróciłem na to uwagę - kiwnął głową tata Łukaszka. - Miał nalepkę, że jest z Francji.
- Mówili po francusku - wtrąciła siostra Łukaszka.
- Mogli pojechać do USA - powiedziała gorzko babcia Łukaszka. - Stać ich. Nie to co u nas. Kiedyś było lepiej!
- Za Gomułki też można było jechać do USA - zakpił dziadek.
- Nawet nie wiemy czy to USA... - zaczął tata Łukaszka ale przerwało mu pojawienie się na ekranie lektora.
- Nadaliśmy właśnie przed chwilą reportaż z wycieczki do rezerwatu katolików pod Lyonem!
Zapadło niezręczne milczenie przerywane jedynie głośnym sapaniem dziadka.
- Obejrzyjmy może coś jeszcze. Wróćmy do normalności, do naszego świata - zaproponowała mama Łukaszka i przełączyła kanał na chybił trafił. Akurat zaczynały się wiadomości.
- ...dwudziesty dziewiąty grudnia, zapraszam. Zaczynamy od wiadomości z kraju. Jedno z naszych ministerstw zamówiło kalendarze książkowe dla swoich pracowników. Są to kalendarze w wersji lux, oprawne w skórę, ze złotymi zdobieniami i wysadzane drogi kamieniami. Sprawę badał nasz reporter.
- Witam państwa bardzo serdecznie! Jest ze mną rzecznik ministerstwa, któremu zadam teraz to pytanie. A zatem...
- Witam państwa - wciął się rzecznik. - Pytanie znam, znam też odpowiedź i zaraz jej państwu udzielę. Otóż jesteśmy ministerstwem. Reprezentujemy duży, nowoczesny, europejski kraj. Do nas przychodzą interesanci. Musimy jakoś godnie reprezentować miliony Polaków! Takie koszta są nieuniknione!
- No tak, tak. Ale... - uśmiechnął się chytrze reporter. - Ale udało mi się ustalić, że te kalendarze, które pracownicy mają dostać, będą na kończący się właśnie rok!
- Hm... No... Tak...
- Dlaczego na kończący się rok, a nie na ten, który się właśnie rozpoczyna?
- Bo w trosce o pieniądze podatnika wzięliśmy tańszą wersję - uśmiechnął się szeroko rzecznik ministerstwa. - Kalendarze na nadchodzący rok są kosmicznie drogie! A te, na ten, który się właśnie kończy, był tańsze i to znacznie.
- No wiecie co... - zaczął oburzony tata Łukaszka, ale mama zdążyła zmienić kanał. Był to kanał historyczny.
- Polska zawsze miała szczęście do dobrych władców - oświadczył jakiś młody człowiek, podpisany jako "magistrant historii słusznej". - Zwłaszcza w najnowszym okresie. Weźmy na przykład takiego Tunalda-Doska. Co z tego, że Sobieski ratował Austrię przed Turkami? Tunald-Dosk uratował Grecję przed Niemcami!
- Idiota - oświadczyła lodowato mama Łukaszka. - Przed Niemcami nie trzeba nikogo bronić! To naród niosący kaganek pokoju!
- Chyba kaganiec - wtrącił dziadek.
- Gdzież tam Tunaldowi-Doskowi do takiego na przykład Gierka - skrzywiła się babcia. - No w czym on bije Gierka, no w czym?
- W zadłużeniu - odpowiedział tata Łukaszka i mama zaczęła krzyczeć. W tym momencie Łukaszek zakosił pilota i przełączył na kanał sportowy.
- Polka wygrała!!! - krzyknął spiker i wszyscy Hiobowscy się ucieszyli. Co prawda mama Łukaszka zaczęła się tłumaczyć, że ona tak odruchowo, i że cieszyła się bardziej ze słowa "wygrała" niż Polka, bo feminizm to jest coś kolorowego i dobrego, a Polska to nacjonalizm i faszyzm. Ale nie zmieniało to faktu, że wszyscy początkowo się ucieszyli.
- No to czekam, kiedy sportu zabronią - zaczął krakać dziadek Łukaszka.